sobota, 12 maja 2018

Słowiańska celebracja - znak Welesa

Wierzenia słowiańskie lub jak je niektórzy niesłusznie nazywają, pogańskie miały własną specyfikę obchodów. Była to religia silnie związana i podtrzymująca związki plemienne i rodzinne i dlatego duża część liturgii odbywała się w domowym zaciszu. Z udziałem najbliższej rodziny. Główna osoba mógł być senior rodu lub jego zastępcą albo zastępczyni. Duża część celebry odbywała się, angażując całe wioski, a nawet rozrzuconego po polanach w wielkiej puszczy, plemienia. Jeśli obchody koncentrowały się na przykład wokół Welesa, czyniono znak Welesa głównym znakiem obchodów. Zasadniczą formą oddawania czci bóstwu było składanie ofiar. Na ołtarz trafiały zwierzęta, które zabijano, nie szczędząc inwentarza. Oprócz pięknych kóz, krów i turów, miłe bogom było jadło i napitki przednie. Napoje wprost z pańskiego stołu. Kiedy odprawiono część oficjalną, przechodzono do uczty i zabawy ogólnej, w które mógł wziąć udział każdy. Pierwsza część często zarezerwowana była w części tylko dla wybranych. Notabli i Żerców. Oni to bowiem posiedli wiedzę i wtajemniczenia i mogli czynić honory gospodarskie podczas liturgii i wiedzieli, jak zwracać się do bogów, by ich nie obrazić, a przy tym zyskać przychylność.


Tak jest i dziś!

Dawniej każde święto było nie lada atrakcją dla gawiedzi. Dawało możliwość wytchnienia. Świadczyło też o zasobach społeczności, która dzięki zapobiegliwości jej członków mogła sobie pozwolić na odpoczynek i konsumowanie dóbr zgromadzonych wcześniej. Każde ze słowiańskich plemion miało swoje święte miejsce. Jakieś uroczysko, dąb wiekowy lub górę, na której kultywowało swą wiarę.

Bardzo długo utrzymywała się wiara w stare obrzędy i wysyłanie dusz do świata Welesa. Z doniesień zawartych w piętnastowiecznych kronikach można wywnioskować, że pospólstwo hołdowało starej wierze nagminnie, odprawiając obrzędy ku czci starych bogów. Kościół zmagał się z tym procederem i tak do końca nie wyplenił starych nawyków przekazywanych z ojca na syna. Nazywał je ohydnymi i bezwstydnymi i na różne sposoby próbował obrzydzić ludziom złe przyzwyczajenia.

Od nich zależał los człowieka



Rodzanice, choć dość oględnie poświadczone przez odkrycia naukowe zakorzenione musiały być dość głęboko w kulturze i świadomości ludności zamieszkującej ziemie w dorzeczu Wisły, Odry i Bugu. Inaczej nazywane były Narecznicami lub Sudiczkami. Ich kult wiązał się z narodzinami i pierwszymi odwiedzinami bogów u nowo narodzonego dziecka. Rodzanice zawsze we trzy przychodziły jako asysta boga Roda. Wcześniej w czasie ciąży opiekowały się przyszłą położnicą i pojawiały się w towarzystwie wyższego bóstwa, by wieścić los człowiekowi, który właśnie przyszedł na świat. Ich obecność była konieczna i w późniejszym życiu dorastającego obywatela społeczności. Zjawiały się więc na postrzyżynach i weselu, by sprawdzić, jak wypełnia się ich przepowiednia. Propaganda nowej wiary zastąpiła je postaciami aniołów opiekuńczych. Sprytne i skuteczne posunięcie, całkowicie usunęło w cień trzy wieszczki.




Dla przychodzących po połogu Rodzanic warzono przednią strawę. Częstowano kaszą, miodem i jajkami. Uczta czekała na nie, rozstawiana tuż po szczęśliwym rozwiązaniu.

Jądro kobiecości − lunula

Zanim organizacją społeczeństw zawładnął paternalizm, sprawdzonym od zarania sposobem na tworzenie więzi społecznych było przywództwo kobiet. Do dziś tak zostało u wielu przedstawicieli zwierząt tworzących zgrane struktury (patrz afrykańskie hieny i po części lwy).


Miało to swój oddźwięk w wierzeniach, które sławiły pramatkę. W wielu archaicznych systemach wierzeń występuje bogini symbolizująca planetę ziemię, a obok niej występuje jej towarzysz. Bóg-meżczyzna.

W mitologii Słowian miało to odzwierciedlenie również w symbolice. Kobietę przedstawiano pod postacią nocnej bogini, a symbolizowała ja lunula. Lunula kształtem przypominała księżyc w nowiu. Była symbolem płodności i istotą kobiecości, której mężczyźni nie potrafią przeniknąć. I tylko kąpią się w jej boskim blasku w czas nocy, zbliżając się do swych niewiast. A one są wieczną zagadką jak czas, o którym mowa. Okryty mrokiem jak zagadkowym woalem peleryny niewidki. Peleryny, pod którą ukrywa się śmierć, której zarazem ta niezniszczalna siła wymyka się, odradzając w kolejnych pokoleniach. Siły drzemiącej w obfitych kształtach matek karmiących swe dzieci.

Lunula to sedno kobiecości zaklęta w półksiężycu.

Ma ona jednak i inne znaczenia. W nowoczesnej liturgii dla praktykujących obrzędy jest częścią składową monstrancji. Monstro − znaczy pokazywać. Pokazywany jest w ten sposób biały opłatek symbolizujący ciało zbawiciela. Melchizedek, bo taka nazwa też funkcjonuje w nomenklaturze tego symbolu słowiańskiego, jest półksiężycem podtrzymującym część z najświętszym sakramentem.




Kolejnym miejscem noszącym tę piękną nazwę jest ludzki paznokieć. Kiedy patrzy się na pięknie zadbane i niepomalowane lakierem kobiece paznokcie, można ją zaobserwować jako obły półksiężycowaty cień na płytce paznokcia umieszczony u jego nasady. Tam skąd wyrasta. Im większy, tym piękniej prezentuje się paznokieć. Czego jest objawem? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że występuje również na męskich dłoniach i to często całkiem okazale.


Jeszcze jednym dość egzotycznym miejscem, gdzie można ją znaleźć, jest odnóże niesporczaka.

Źródła: https://slowianskiesymbole.wordpress.com
https://slavicfaith.wordpress.com

Boski ptak - raróg



Jak na górze tak i na dole. Kolejny przykład mitu, który ewoluował pod wpływem nowych wierzeń i ich teologii, a nawet można śmiało powiedzieć, że system nowych wierzeń ugruntowany został przy użyciu sporej dawki demagogii i hipokryzji.

Raróg, bo o nim będzie mowa był dawniej strażnikiem. Pilnował przeprawy do krainy bogów. Wyobrażenie bóstwa pokazywało go w postaci ognistego sokoła. Bywały też odmienne przedstawienia. Co prawda na gruncie ornitologicznym, ale z użyciem innych gatunków ptactwa. Raz widziano w nim przepysznego pawia, innym razem ognistego kura. Bywa, że naukowcy skłaniają się do utożsamiania go z samym Swarogiem. W każdym razie był kojarzony z tym bogiem i często mu towarzyszył. Jeszcze inne wersje mitu nie mówiły o ptaku tylko o potężnym i ziejącym ogniem smoku. Smoku wzniecającym ognisty wicher, który sam w sobie stawał się odrębnym bytem. Łatwo wywieść wnioski i skojarzenia z pojawiającym się codziennie nad horyzontem słońcem. Niosącym światło i życie, ale także mogącym unicestwić wszystko, co żywe.