piątek, 21 sierpnia 2020

Rachuba czasu według Słowian

Rachuba czasu według Słowian


Obecnie żyjemy z kalendarzem w ręku, skrzętnie notując w nim wszelkie plany i terminy. Życie bez tego przydatnego drobiazgu wydaje się być nie do pomyślenia. A przecież nasi przodkowie tak właśnie żyli. I choć zapewne nie mieli potrzeby notować daty strzyżenia włosów u fryzjerki Joli, to tak jak i ludzie współcześni mieli swe plany i obowiązki do wykonania. Jak w takim razie organizowali sobie życie?

Kalendarz ze słońca, księżyca i gwiazd


Pierwsi Słowianie żyli w zgodzie z naturą, bo też po prawdzie nie mieli innego wyjścia. Ona dyktowała warunki. Położenie słońca i księżyca wyznaczało porę dnia i nocy, podobnie jak gwiazdy. Miesięczny cykl księżycowy wyznaczał dłuższe odcinki czasu. Zjawiska astronomiczne, takie jak solstycja i ekwinokcja zwiastowały nadejście cyklicznych zmian w przyrodzie. Dostrzeganie tych zjawisk było niezwykle istotne, ponieważ stanowiły one stałe punkty w ciągu następujących po sobie dni. Słowianie, jak zresztą wiele innych ludów, uznali te dni za święte i pełne magicznych znaczeń.

Najważniejsze słowiańskie święta i co z nich pozostało


Świętami, które wymienia się jako najważniejsze w słowiańskim kalendarzu, są Szczodre Gody, Jare Gody, Noc Kupały i Święto Plonów. Po Szczodrych Godach rozpoczynających się wraz z przesileniem zimowym, pozostały nam tradycje związane z Bożym Narodzeniem. W Jarych Godach przypadających na równonoc wiosenną bez trudu rozpoznajemy współczesną Wielkanoc. Upalna noc letniego przesilenia była kiedyś poświęcona Kupale, dziś – świętemu Janowi. Z kolei konotacje przypadającego na równonoc jesienną Święta Plonów i dzisiejszych Dożynek są oczywiste. Pamiątki po sobie pozostawiły również słowiańskie Dziady oraz Gaik. Z Zielonymi Świątkami niektórzy wiążą z kolei dawne święto zwane Stadem.


Kalendarz po chrystianizacji


Proces chrystianizacji nie dokonał się oczywiście w jednej chwili, lecz trwał latami. Wraz z oficjalnym wprowadzeniem Polski w poczet krajów chrześcijańskich, zaczęto rozpowszechniać sztukę pisania – oczywiście wśród szlachty i przyszłych duchownych. Wprowadzono też kalendarz, a wraz z nim nazwy pór roku i miesięcy. Nazewnictwo przyjmowało się jednak opornie, a prosty lud nic sobie z niego nie robił tworząc własne terminy, których sens wywodził się wprost z zachodzących z przyrodzie zmian. Tak powstała nazwa styczeń – od tyczek szykowanych w tym okresie przez gospodarzy, luty – czyli miesiąc srogi i ostry, brzezień (marzec) – od zieleniejących brzóz, łżykwiat – dla kwietnia mamiącego rośliny złudnym ciepłem. Pozostałe miesiące również otrzymały swe rodzime imiona, które w pewnym stopniu przetrwały do dziś. Nazwą łacińską, która przyjęła się bez problemów jest maj. Dziś zapomniano także o nazwie brzezień i stosujemy tę wywodzącą się z łaciny – marzec.

Boski patronat


Chrystianizacja, jak wspomniano wcześniej, przebiegała stopniowo i powoli, nic też dziwnego, że poszczególne pory roku doczekały się patronatu… bóstw słowiańskich. Każda pora roku otrzymała swego boskiego opiekuna. Weles związany był z zimą, Mokosz z wiosną, Jaryło towarzyszył latu, a Rod jesieni. Podobnie miała się rzecz z miesiącami, którym patronowały poszczególne bóstwa słowiańskiego panteonu.


Guślarz, wołchw i żerca - tłumacze boskiej woli

Tłumacze boskiej woli i nakazów przyrody


Słowianie, jak wszystkie ludy przed tysiącami lat, kierowali się w życiu nakazami przyrody, religii i magii. Było to oczywistą konsekwencją życia w bezpośrednim związku z naturą i równoczesnym jej niezrozumieniem. Te trzy elementy – przyroda, religia i wiara – tworzyły ze sobą nierozerwalną całość. Zrozumienie tych przenikających się wzajemnie sfer wymagało pośrednictwa osób o wybitnym umyśle i umiejętnościach. Osoby takie tłumaczyły reszcie społeczności czego oczekują od nich bogowie, co wieszczą zjawiska przyrodnicze, jak przy pomocy magii okiełznać złe moce i rozwiązać problemy. Osoby te nosiły różne miana – żercy, guślarza, wołchwa. Dziś, wyedukowani w uniwersach fantasy, powiedzielibyśmy może - mag, czarodziej, ewentualnie szaman.

Żerca. Autor: Andriej Aleksijewicz Szyszkin

Najpierw wołchw, później guślarz


Funkcje wołchwa i guślarza można uznać za tożsame ze sobą. Termin wołchw był w użyciu przed nastaniem panowania religii chrześcijańskiej, słowo guślarz weszło do użycia już po chrystianizacji. Wołchw często przychodził na świat z niezwykłymi umiejętnościami, takimi jak dar wieszczenia. Jednak aby zasłużyć miano wołchwa musiał podjąć się nauki, którą czerpał wprost od starszego pokolenia słowiańskich czarowników. Przede wszystkim musiał nauczyć się sztuki wprowadzania się w stan swoistej ekstazy, do czego niezbędne było odurzanie się eliksirami i wykonywanie rytualnego tańca. W ten sposób zyskiwał specyficzny stan świadomości, który pozwalał mu wieszczyć, odczytywać boską wolę, przewidywać przyszłość i rozmawiać z duchami przodków. Wołchwowie byli mocno związani z naturą, ich magia była organiczna. Odpowiadała temu również ich powierzchowność – ich odzienie stanowiły przede wszystkim zwierzęce futra, zaś do rytualnego tańca zakładali futro i łeb wilka. Nawiasem mówiąc ten strój może sugerować, że ich moc związana była z bogiem zaświatów – Welesem, który przybierał niekiedy właśnie wilczą postać. Przy tym wołchwowie nie byli uważani za kapłanów, pomimo że niewątpliwie uczestniczyli w składaniu bogom ofiar i jak już wspomniano odczytywali ich wolę. Posiadali również moc wpływania na zjawiska atmosferyczne, potrafili na przykład przywołać deszcz, czy zapobiec klęsce żywiołowej. Mieli oni ogromną, niepisaną władzę wśród ludu, dzięki której zdarzało im się wpływać nawet na wydarzenia polityczne.

Autor: DuszanB

Żerca - kapłan


Żerca również posługiwał się magią, pełnił jednak przy tym wyraźną funkcję kapłańską. Nie zawsze był sługą konkretnego boga, jednak zawsze odczytywał boską wolę i przekazywał ją ludowi. W imieniu ludu zanosił do bóstw prośby i modły, a także składał ofiary. Jeśli bóg posiadał świątynię, zadaniem żercy było dbanie o jej stan, a także o ewentualną podobiznę boga. Dobrym przykładem obowiązków żercy jest opis Saxo Gramtyka, odnoszący się do świątyni Świętowita na wyspie Rugii. Tamtejszy żerca musiał utrzymywać w świątyni nienaganny porządek, przy czym w obecności bóstwa musiał wstrzymywać oddech. Przewodził ceremoniom i rytuałom ku czci boga i wróżył z wypełnionego miodem kielicha, dzierżonego przez jego posąg. Nikt inny nie miał prawa przekroczyć progu boskiej świątyni. Jednak obowiązki żercy nie dotyczyły jedynie kontaktów z bogami. W lokalnej społeczności pełnił funkcję sędziego, doradcy, odprawiał pogrzeby i czasem śluby. Powierzchowność żercy była specyficzna i najbardziej odpowiada chyba współczesnym wyobrażeniom druida, nosił bowiem długie włosy i takąż brodę.

Żmij – kim lub czym jest?

Żmij – kim lub czym jest?


Żmij – postać rodem z kart literatury fantasy? Wcielone zło z gier fabularnych? Słowiański bóg lub demon? Co o nim wiemy i pod jakimi imionami się ukrywa? Czemu wciąż fascynuje i inspiruje?

Autor: Vasylina

Bóg, gad, a może demon?


Pazurzaste łapy, skóra pokryta łuską, gadzie oczy, a do kompletu – skrzydła. Tak przedstawia się wizerunek Żmija, postaci równocześnie znanej i... nieznanej w polskim folklorze. Skąd takie zamieszanie wokół jego postaci? Przede wszystkim termin „żmij”, od dawna jest już w Polsce nieużywany, a kojarzy się raczej z niewinną żmiją, a nie skrzydlatym stworem. Nazwa ta była jednak w użyciu przed wielu laty i dopiero z czasem zaczęła być utożsamiana z innymi słowem – „smok”. A smoka znamy przecież doskonale. Każde dziecko słyszało o potworze pożerającym z upodobaniem dziewice i mordującym ludzi, a zamieszkującym podziemia Wawelu. A przecież smok wawelski nie jest jedynym smokiem żyjącym w polskich legendach. Jak Żmij przywędrował do legend? Gdzie tkwi ich źródło? Według niektórych teorii Żmij jest jednym z wcieleń boga Welesa, strzegącym bram do zaświatów, według innych przeciwnie – jest jego wrogiem, a jeszcze inne zakładają, że był po prostu groźnym demonem. Informacji o Żmiju warto szukać w ruskich bylinach i polskich legendach, gdzie wbrew pozorom znaleźć można ich całkiem sporo. Być może poznanie ich pozwoli też na wyrobienie sobie opinii o charakterze tej tajemniczej istoty, która z jednej strony postrzegana była jako opiekun wód i zasiewów, a z drugiej -jako śmiertelne zagrożenie. Żmijowi składano ofiary, poświęcano mu rzeki, a równocześnie odczuwano w stosunku do niego ogromny respekt. Według wierzeń ludowych Żmij nie był jednak całkowicie obcy zwykłym ludziom, czego dowodem były poczęte przez niego z ludzkimi kobietami dzieci, obdarzone ponadnaturalnymi zdolnościami i wielką siłą. Ich postacie również znalazły swe miejsce w starych legendach, znanych w różnych regionach słowiańszczyzny.

Fascynacja Żmijem


Dychotomiczna, pełna sprzeczności natura Żmija nieustannie pobudza wyobraźnię artystów, będąc na tyle fascynującą, że wciąż znajduje swe miejsce w literaturze, sztuce i kulturze popularnej. Pasjonatom gier fabularnych kojarzy się tez zapewne z grą Wilkołak: Apokalipsa, choć konotacje tamtejszego Żmija ze słowiańskim są dość trudne do udowodnienia. W każdym razie z pewnością warto zdobyć nieco więcej informacji na temat tej zagadkowej i tajemniczej postaci, która niewątpliwie miała wpływ na ludowe wierzenia, o czym świadczą nie tylko legendy, heraldyka, ale i nazwy wielu polskich miejscowości. Zgłębiając temat dowiedzieć się można w jaki sposób ludzie oddawali Żmijowi cześć, jakie były jego odmiany i jak postrzegano go w poszczególnych rejonach słowiańszczyzny. Bywały bowiem terytoria gdzie w folklorze funkcjonował nie jeden Żmij, ale kilka jego rodzajów, przy czym każdy z nich odpowiedzialny był za inne sprawy! Nie do pogardzenia są także informacje na temat strzeżonego przezeń skarbu i drogi do zdobycia tego wielkiego bogactwa.

Słowiański ślub przed wiekami – swaćba

Słowiański ślub przed wiekami – swaćba


Za czasów naszych dalekich przodków ślub nazywany był nieco inaczej – swaćbą. Nazwą tą posługiwano się z powodu osoby o dużym znaczeniu w lokalnej społeczności - mianowicie z powodu swata. Zadaniem swata było doprowadzenie do zaręczyn mężczyzny i kobiety, zawarciu swoistej umowy pomiędzy oboma rodami, ustaleniu co zostanie wniesione we wianie, a co w posagu. Swat zawierał również ślub, przewodnicząc ceremonii. Kapłan, czyli żerca czynił to o wiele rzadziej. W gruncie rzeczy państwo młodzi schodzili nieco na drugi plan w całym ceremoniale związanym z łączeniem ze sobą dwóch, obcych sobie rodzin. Młodych ludzi nikt nie pytał o zdanie odnośnie ślubu. Zapewne nieraz był on zgodny z wolą i sercem najbardziej zainteresowanych, ale z pewnością nie zawsze. Pomimo tego ucieczki z wybrankiem, bądź wybranką serca zdarzały się niezwykle rzadko. Były źle widziane przez społeczność, a młodzi ludzi stawali się personae non gratae, nawet jeśli koniec końców dochodziło do zaślubin. Choć społeczność słowiańska była tak restrykcyjna w przypadku wyboru współmałżonka, to bardzo lekko podchodziła do wierności małżeńskiej. Konkretnie do wierności męża, ponieważ żona musiała pozostać nieskazitelna. W przypadku mężczyzn nie dziwiło jednak porzucanie żon i branie ślubu z kolejnymi. Na tę okoliczność ukuto nawet specjalny termin – poćpiega – była porzuconą przez męża żoną.
swaćba
Swaćba w Szczecinie. Fotograf Łukasz Szełemej.


Powracając jednak do tematu samej swaćby – zawierana byłą w świętym gaju, nad świętym źródłem lub przed posągiem bóstwa. Ręce małżonków łączono ze sobą, wypowiadali oni słowa przysięgi, a następnie rozpoczynała się biesiada. Musiała być ona huczna i wszyscy mieszkańcy wioski byli nań zaproszeni. Jej niezbędnym elementem był ogromny weselny kołacz, którego zjedzenie miało przynieść gościom szczęście. Kołacz weselny, a nawet jego roznoszenie po domach, pozostały nadal elementem tradycji w niektórych regionach Polski. W czasie uczty młoda żona miała obcinane włosy i zakładany czepiec, który symbolicznie włączał ją we wspólnotę żon. Oczepiny były jednak jednym z wielu rytuałów, którym musiała się ona poddać. Pokładziny odbywały się jeśli nie w bezpośredniej obecności, to w pobliżu gości. Z kolei podróż do nowego domu związana była z odstraszaniem złych duchów i myleniem ich pościgu. W samym gospodarstwie nowa kobieta nie była mile widziana przez domowe demony. Stąd oddawanie pokłonów w każdym kącie gospodarstwa i modły odprawiane przez żercę nad małżeńskim łożem. Tak naprawdę żona stawała się pełnoprawnym członkiem rodziny i domownikiem, dopiero po powiciu dziecka, najlepiej syna. Wtedy przestawała być obca i wchodziła pod ochronę domowych duchów.

sobota, 12 maja 2018

Słowiańska celebracja - znak Welesa

Wierzenia słowiańskie lub jak je niektórzy niesłusznie nazywają, pogańskie miały własną specyfikę obchodów. Była to religia silnie związana i podtrzymująca związki plemienne i rodzinne i dlatego duża część liturgii odbywała się w domowym zaciszu. Z udziałem najbliższej rodziny. Główna osoba mógł być senior rodu lub jego zastępcą albo zastępczyni. Duża część celebry odbywała się, angażując całe wioski, a nawet rozrzuconego po polanach w wielkiej puszczy, plemienia. Jeśli obchody koncentrowały się na przykład wokół Welesa, czyniono znak Welesa głównym znakiem obchodów. Zasadniczą formą oddawania czci bóstwu było składanie ofiar. Na ołtarz trafiały zwierzęta, które zabijano, nie szczędząc inwentarza. Oprócz pięknych kóz, krów i turów, miłe bogom było jadło i napitki przednie. Napoje wprost z pańskiego stołu. Kiedy odprawiono część oficjalną, przechodzono do uczty i zabawy ogólnej, w które mógł wziąć udział każdy. Pierwsza część często zarezerwowana była w części tylko dla wybranych. Notabli i Żerców. Oni to bowiem posiedli wiedzę i wtajemniczenia i mogli czynić honory gospodarskie podczas liturgii i wiedzieli, jak zwracać się do bogów, by ich nie obrazić, a przy tym zyskać przychylność.


Tak jest i dziś!

Dawniej każde święto było nie lada atrakcją dla gawiedzi. Dawało możliwość wytchnienia. Świadczyło też o zasobach społeczności, która dzięki zapobiegliwości jej członków mogła sobie pozwolić na odpoczynek i konsumowanie dóbr zgromadzonych wcześniej. Każde ze słowiańskich plemion miało swoje święte miejsce. Jakieś uroczysko, dąb wiekowy lub górę, na której kultywowało swą wiarę.

Bardzo długo utrzymywała się wiara w stare obrzędy i wysyłanie dusz do świata Welesa. Z doniesień zawartych w piętnastowiecznych kronikach można wywnioskować, że pospólstwo hołdowało starej wierze nagminnie, odprawiając obrzędy ku czci starych bogów. Kościół zmagał się z tym procederem i tak do końca nie wyplenił starych nawyków przekazywanych z ojca na syna. Nazywał je ohydnymi i bezwstydnymi i na różne sposoby próbował obrzydzić ludziom złe przyzwyczajenia.

Od nich zależał los człowieka



Rodzanice, choć dość oględnie poświadczone przez odkrycia naukowe zakorzenione musiały być dość głęboko w kulturze i świadomości ludności zamieszkującej ziemie w dorzeczu Wisły, Odry i Bugu. Inaczej nazywane były Narecznicami lub Sudiczkami. Ich kult wiązał się z narodzinami i pierwszymi odwiedzinami bogów u nowo narodzonego dziecka. Rodzanice zawsze we trzy przychodziły jako asysta boga Roda. Wcześniej w czasie ciąży opiekowały się przyszłą położnicą i pojawiały się w towarzystwie wyższego bóstwa, by wieścić los człowiekowi, który właśnie przyszedł na świat. Ich obecność była konieczna i w późniejszym życiu dorastającego obywatela społeczności. Zjawiały się więc na postrzyżynach i weselu, by sprawdzić, jak wypełnia się ich przepowiednia. Propaganda nowej wiary zastąpiła je postaciami aniołów opiekuńczych. Sprytne i skuteczne posunięcie, całkowicie usunęło w cień trzy wieszczki.




Dla przychodzących po połogu Rodzanic warzono przednią strawę. Częstowano kaszą, miodem i jajkami. Uczta czekała na nie, rozstawiana tuż po szczęśliwym rozwiązaniu.

Jądro kobiecości − lunula

Zanim organizacją społeczeństw zawładnął paternalizm, sprawdzonym od zarania sposobem na tworzenie więzi społecznych było przywództwo kobiet. Do dziś tak zostało u wielu przedstawicieli zwierząt tworzących zgrane struktury (patrz afrykańskie hieny i po części lwy).


Miało to swój oddźwięk w wierzeniach, które sławiły pramatkę. W wielu archaicznych systemach wierzeń występuje bogini symbolizująca planetę ziemię, a obok niej występuje jej towarzysz. Bóg-meżczyzna.

W mitologii Słowian miało to odzwierciedlenie również w symbolice. Kobietę przedstawiano pod postacią nocnej bogini, a symbolizowała ja lunula. Lunula kształtem przypominała księżyc w nowiu. Była symbolem płodności i istotą kobiecości, której mężczyźni nie potrafią przeniknąć. I tylko kąpią się w jej boskim blasku w czas nocy, zbliżając się do swych niewiast. A one są wieczną zagadką jak czas, o którym mowa. Okryty mrokiem jak zagadkowym woalem peleryny niewidki. Peleryny, pod którą ukrywa się śmierć, której zarazem ta niezniszczalna siła wymyka się, odradzając w kolejnych pokoleniach. Siły drzemiącej w obfitych kształtach matek karmiących swe dzieci.

Lunula to sedno kobiecości zaklęta w półksiężycu.

Ma ona jednak i inne znaczenia. W nowoczesnej liturgii dla praktykujących obrzędy jest częścią składową monstrancji. Monstro − znaczy pokazywać. Pokazywany jest w ten sposób biały opłatek symbolizujący ciało zbawiciela. Melchizedek, bo taka nazwa też funkcjonuje w nomenklaturze tego symbolu słowiańskiego, jest półksiężycem podtrzymującym część z najświętszym sakramentem.




Kolejnym miejscem noszącym tę piękną nazwę jest ludzki paznokieć. Kiedy patrzy się na pięknie zadbane i niepomalowane lakierem kobiece paznokcie, można ją zaobserwować jako obły półksiężycowaty cień na płytce paznokcia umieszczony u jego nasady. Tam skąd wyrasta. Im większy, tym piękniej prezentuje się paznokieć. Czego jest objawem? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że występuje również na męskich dłoniach i to często całkiem okazale.


Jeszcze jednym dość egzotycznym miejscem, gdzie można ją znaleźć, jest odnóże niesporczaka.

Źródła: https://slowianskiesymbole.wordpress.com
https://slavicfaith.wordpress.com