Rachuba czasu według Słowian
Obecnie żyjemy z kalendarzem w ręku, skrzętnie notując w nim wszelkie plany i terminy. Życie bez tego przydatnego drobiazgu wydaje się być nie do pomyślenia. A przecież nasi przodkowie tak właśnie żyli. I choć zapewne nie mieli potrzeby notować daty strzyżenia włosów u fryzjerki Joli, to tak jak i ludzie współcześni mieli swe plany i obowiązki do wykonania. Jak w takim razie organizowali sobie życie?
Kalendarz ze słońca, księżyca i gwiazd
Pierwsi Słowianie żyli w zgodzie z naturą, bo też po prawdzie nie mieli innego wyjścia. Ona dyktowała warunki. Położenie słońca i księżyca wyznaczało porę dnia i nocy, podobnie jak gwiazdy. Miesięczny cykl księżycowy wyznaczał dłuższe odcinki czasu. Zjawiska astronomiczne, takie jak solstycja i ekwinokcja zwiastowały nadejście cyklicznych zmian w przyrodzie. Dostrzeganie tych zjawisk było niezwykle istotne, ponieważ stanowiły one stałe punkty w ciągu następujących po sobie dni. Słowianie, jak zresztą wiele innych ludów, uznali te dni za święte i pełne magicznych znaczeń.
Najważniejsze słowiańskie święta i co z nich pozostało
Świętami, które wymienia się jako najważniejsze w słowiańskim kalendarzu, są Szczodre Gody, Jare Gody, Noc Kupały i Święto Plonów. Po Szczodrych Godach rozpoczynających się wraz z przesileniem zimowym, pozostały nam tradycje związane z Bożym Narodzeniem. W Jarych Godach przypadających na równonoc wiosenną bez trudu rozpoznajemy współczesną Wielkanoc. Upalna noc letniego przesilenia była kiedyś poświęcona Kupale, dziś – świętemu Janowi. Z kolei konotacje przypadającego na równonoc jesienną Święta Plonów i dzisiejszych Dożynek są oczywiste. Pamiątki po sobie pozostawiły również słowiańskie Dziady oraz Gaik. Z Zielonymi Świątkami niektórzy wiążą z kolei dawne święto zwane Stadem.
Kalendarz po chrystianizacji
Proces chrystianizacji nie dokonał się oczywiście w jednej chwili, lecz trwał latami. Wraz z oficjalnym wprowadzeniem Polski w poczet krajów chrześcijańskich, zaczęto rozpowszechniać sztukę pisania – oczywiście wśród szlachty i przyszłych duchownych. Wprowadzono też kalendarz, a wraz z nim nazwy pór roku i miesięcy. Nazewnictwo przyjmowało się jednak opornie, a prosty lud nic sobie z niego nie robił tworząc własne terminy, których sens wywodził się wprost z zachodzących z przyrodzie zmian. Tak powstała nazwa styczeń – od tyczek szykowanych w tym okresie przez gospodarzy, luty – czyli miesiąc srogi i ostry, brzezień (marzec) – od zieleniejących brzóz, łżykwiat – dla kwietnia mamiącego rośliny złudnym ciepłem. Pozostałe miesiące również otrzymały swe rodzime imiona, które w pewnym stopniu przetrwały do dziś. Nazwą łacińską, która przyjęła się bez problemów jest maj. Dziś zapomniano także o nazwie brzezień i stosujemy tę wywodzącą się z łaciny – marzec.
Boski patronat
Chrystianizacja, jak wspomniano wcześniej, przebiegała stopniowo i powoli, nic też dziwnego, że poszczególne pory roku doczekały się patronatu… bóstw słowiańskich. Każda pora roku otrzymała swego boskiego opiekuna. Weles związany był z zimą, Mokosz z wiosną, Jaryło towarzyszył latu, a Rod jesieni. Podobnie miała się rzecz z miesiącami, którym patronowały poszczególne bóstwa słowiańskiego panteonu.